niedziela, 29 marca 2009

SNOWDONIA 2009


Postanowiłem z dziećmi i moim przyjacielem Bodkiem zwiedzić ten uroczy zakątek Wysp Brytyjskich. Już sama podróż dostarczyła nam niesamowitych wrażeń. Jadąc do celu przejeżdżaliśmy przez Peak District i już wtedy stwierdziłem że będzie to cel następnej wycieczki. Jako że tam nie robiłem fotek ( czas nas gonił ) tutaj jest link ze zdjęciami z tego parku.





piątek, 8 sierpnia 2008



Witam wszystkich zainteresowanych, na początek opowiem Wam o moich tegorocznych cudownych wakacjach ( bez żonki niestety, musiała do Polski pojechać ), byłem z moimi dziećmi w magicznym miejscu zwanym Kornwalią , kraina na południowo-zachodnim wybrzeżu wysp brytyjskich :)




Kornwalia jest przecudną krainą zupełnie niepodobną do reszty wyspy, na każdym kroku potrafi zaskoczyć, a to niesamowitymi widokami, a to roślinnością niespotykaną w innych częściach wysp. Z całą odpowiedzialnością każdemu polecam zwiedzenie tego zakątka :)
Po przyjeździe na miejsce na camping w miejscowości Perranporth musiałem się uporać z rozstawieniem namiotu, a nie było to zadanie łatwe........ponieważ wiał silny wiatr a ja byłem tylko z moimi dziećmi, 7 letnim ADRIANEM i 3 latkiem DOMINIKIEM :), ale udało się.

Namiot stał byliśmy szczęśliwi :)

Po zakwaterowaniu się w naszym nowym lokum postanowiliśmy się troszkę rozejrzeć po okolicy, tym bardziej że wydawała się ciekawa ;)
Pomaszerowaliśmy przed siebie w poszukiwaniu nowych ciekawych miejsc, po około 15 minutach marszu dotarliśmy wreszcie do naprawdę urokliwego miejsca :)

naszym zdumionym oczom ukazał się ocean w całej okazałości


Chłopcy byli ciekawi co jest dalej, ja zresztą też ;)

Z dość wysokiej, bo około 20-30-to metrowej wydmy zeszliśmy na imponującą plażę

Adrianek i Dominik bardzo chętnie zaznajomili się z plażą :o)

Po wieczornym spacerze postanowiliśmy troszkę odpocząć tatuś spijając zimne piweczko, a dzieci popijając zimną colę szalały zapoznając się z najbliższą okolicą ;)


Nadszedł wieczór i niestety trzeba było się udać na spoczynek nowy dzień miał przynieść nowe przygody.
Z samego rana udaliśmy się do niesamowitego miejsca, a mianowicie do THE EDEN PROJECT.
Wyświetl większą mapę
Jest to miejsce które mogę polecić każdemu bez względu na wiek.Tutaj pozwolę sobie zacytować za panem Markiem Chromickim autorem tekstu poniżej (niestety nie jestem zdolnym autorem tekstów ;).

"
Z ponad 7 min osób, które do tej pory odwiedziły to miejsce, nikt nie domagał się zwrotu pieniędzy. Wyjątkowość Eden Project nie polega tylko na tym, że niezwykła konstrukcja szklarni została wpisana do Księgi rekordów Guinnessa - najważniejsze jest to, że każdy, kto tam wejdzie, zmienia swój stosunek do przyrody.

W Bodelva, 5 km na wschód od miejscowości St. Austell, jest ogromna niecka, której zbocza kipią od zieleni i kwiatów. Na samym jej dnie przycupnęła niezwykła budowla przypominająca bazę kosmiczną. Jej połączone ze sobą przezroczyste kopuły są jak ogromne bańki mydlane. Przez wiele lat wydobywano tu glinę, nie przejmując się środowiskiem naturalnym. Po wyeksploatowaniu złoża pozostała ogromna dziura o głębokości ponad 60 m i powierzchni równej 35 boiskom piłkarskim. Na dnie tego wykopu po deszczu powstawało brudne bajoro. Właśnie to kompletnie zdegradowane miejsce kilku zapaleńców wybrało, aby udowodnić, że można naprawić to, co inni zepsuli.

Początki były bardzo trudne - często brakowało pieniędzy na opłacenie już wykonanych robót, jednak entuzjazm pomysłodawców udzielał się również pracującym tu ludziom do tego stopnia, że robili swoje bez wynagrodzenia nawet przez 18 miesięcy. Na szczęście fundusze się znalazły - pieniądze wyłożyła brytyjska Loteria Narodowa (National Lottery), Komisja Europejska, Południowo-Zachodnia Regionalna Agencja Rozwoju oraz dziesiątki firm. Suma przeznaczona na projekt sięgnęła 121 - funtów, ale w ciągu pierwszych trzech lat turyści przyjeżdżający do Edenu zostawili w Kornwalii ponad 610 min funtów! Tak więc ten ekologiczny projekt jest także ogromnym sukcesem finansowym.

Prace rozpoczęto od osuszenia i wyrównania terenu - buldożery przesunęły 8 min ton ziemi. Potem na zbocza nawieziono 85 tyś. ton żyznej ziemi (kompostu zrobionego, oczywiście, z odpadów), na której zasadzono ponad milion roślin należących do 5 tyś. gatunków. Dopiero wówczas rozpoczęto wznoszenie szklarni i budynków towarzyszących. Całość zaprojektował sir Nicholas Grimshaw, znany i ceniony w Wielkiej Brytanii architekt. Ma on na swoim koncie m.in. International Terminal na Waterloo Station w Londynie, most Ijburg w Amsterdamie czy hale dworca lotniczego w Zurychu. Sześciokątne elementy tworzą kopuły w kształcie sfery (największa ma średnicę 125 m), podtrzymywane przez szkielet naśladujący sieć krystaliczną krzemianów (SiO4). Zastosowanie takiego rozwiązania sprawiło, że budowla jest lekka i niezwykle widna. Poszycia szklarni wykonano z wytrzymałej przezroczystej folii, która przepuszcza promieniowanie ultrafioletowe. Ich wznoszenie rozpoczęto w listopadzie 1999 r., a Eden otwarto w marcu następnego roku i od tej pory jest on jedną z największych atrakcji turystycznych Wielkiej Brytanii.

W pierwszym z budynków, jeszcze przed wejściem do szklarni, zainscenizowano krótkie przedstawienie pod szokującym tytułem "Dead Cat". Jest ono powtarzane co dwie minuty i ma uświadomić zwiedzającym, co się stanie, kiedy na Ziemi zabraknie roślin. Z pięknie urządzonego pokoju po kolei znikają kwiaty w doniczkach, owoce stojące na stole, drewniana misa, książki, lniane zasłony, także ubrania mieszkających tam ludzi. Kiedy pozostają już puste ściany, nagie postacie, pies i kot - uzmysławiamy sobie, że bez roślin nie byłoby także tlenu. W finałowej scenie lokatorzy pokoju umierają. Ten drastyczny pokaz na długo zapada w pamięci.

Teraz możemy wreszcie wejść do szklarni. W pierwszej wysokiej na 50 m panują warunki takie jak w strefie równikowej. Za dnia wilgotność sięga tu 60, a w nocy nawet 90 proc. Zgromadzone rośliny pochodzą z Ameryki Południowej, Afryki Wschodniej, Malezji i wysp tropikalnych. Wśród drzew stoi malezyjska chata otoczona niewielkim ogródkiem, w którym można znaleźć wszystko, co uprawiają mieszkańcy Półwyspu Malajskiego - warzywa, owoce, kwiaty. Nie brakuje roślin leczniczych. Stary motorower stoi oparty o ścianę chaty. Na sznurze suszy się ręcznik. Wszystko wygląda tak, jakby za chwilę mieli z niej wyjść tubylcy.

Dalej odnajdujemy wiele interaktywnych eksponatów, które pokazują np., co to jest cola i skąd wziął swoją nazwę najpopularniejszy na świecie gazowany napój, jak powstaje guma do żucia, z czego robi się czekoladę, cukier, jak wyglądają egzotyczne przyprawy itd. Nie tyle chodzi więc o podziwianie piękna roślin, ile przekonanie się na własne oczy, jak wyglądają rośliny, które wykorzystujemy na co dzień.

W drugim biomie - tak nazwano bloki tematyczne - z klimatem podzwrotnikowym posadzono rośliny z Afryki Południowej i Kalifornii oraz krajów śródziemnomorskich, m.in. winorośl, dęby korkowe, drzewa oliwne i mało znane zboża, a także tytoń i słoneczniki. Można poznać zapachy wyekstrahowane m.in. z lawendy, róży, mięty, geranium, i dowiedzieć się, że człowiek rozróżnia 10 tyś. różnych aromatów, a chemo-receptory były prawdopodobnie pierwszym ze zmysłów, który rozwinęły już prymitywne organizmy.

Trzeci biom, obejmujący cały teren wokół szklarni, zajmuje około 12 ha. Zasiedlają go rośliny, którym odpowiadają warunki klimatyczne panujące w Kornwalii, a więc oprócz rodzimych gatunków także rośliny z Ameryki Południowej, Azji czy z Australii.

Twórcom Eden Project udaje się wciągnąć do "zabawy w ochronę środowiska" rzesze młodych ludzi. To przede wszystkim dla nich organizowane są tu różne imprezy dodatkowe - m.in. koncerty gwiazd rocka, warsztaty, konkursy. Nikt nie epatuje ich krzykliwymi ekologicznymi hasłami i nie wtłacza na siłę idei ochrony środowiska. Wyjeżdżają za to zafascynowani bogactwem świata roślin, jego pięknem i wyposażeni w garść wskazówek, jak można o ten świat lepiej zadbać.

Tim Smit, pomysłodawca budowy Eden Project, jest szczęśliwy, że udało mu się coś zmienić w podejściu ludzi do przyrody. I swoim entuzjazmem zaraża nie tylko ponad 400 współpracowników, ale i zwiedzających. W miejscowej restauracji serwuje się dania z ekologicznych upraw, w szklarniach jest zamknięty obieg wody i nie używa się chemicznych środków ochrony roślin. Wszędzie stoją pojemniki ułatwiający segregowanie śmieci. Eden Project pokazuje, że tak dzisiaj modną walkę o ochronę przyrody warto prowadzić nie tylko na demonstracjach z transparentem w dłoni, ale też we własnym koszu na śmieci. Mało efektowny, ale bardzo skuteczny sposób.

MAREK CHROMICKI

Autor jest dziennikarzem zajmującym się popularyzacją nauki, pracuje w Centrum Nauki Kopernik w Warszawie.


Aby dojść do tych "NAJWIĘKSZYCH SZKLARNI ŚWIATA " trzeba spacerkiem pokonać kilkusetmetrowy odcinek miedzy roślinnością z różnych zakątków swiata, ale nie należy się tego obawiać ponieważ spacerek sprawi dużo przyjemności :)


Nie mogliśmy się doczekać co zobaczymy w środku tych "NAJWIĘKSZYCH SZKLARNI ŚWIATA" , a to co zobaczyliśmy przerosło chyba nas samych :) znaleźliśmy się w samym sercu podzwrotnikowego lasu deszczowego z jego całą roślinnością, palmami, bananowcami, krzewami kawy i cacao :) po prostu nie zdołam tu wszystkich tych roślin opisać ( choć bardzo bym chciał )
Wewnątrz tej ogromnej budowli zastaliśmy oprócz kawałka autentycznego podzwrotnikowego lasu rwący potok i najprawdziwszy wodospad :) było na co popatrzeć .


Następnego dnia szykowałem dla dzieci następną niespodziankę. Odbyliśmy podróż do The Minack Theatre . Teatr ten jest zbudowany na klifie ! na wzór teatrów rzymskich przez ROWENĘ CADE. W letnie wieczory odbywają się tam przedstawienia. Widoki jakie tam zastaliśmy oszołomiły nie tylko nas, turyści z innych krajów (między innymi gromadka Japończyków z nieodłącznymi wielkimi aparatami :o), również podziwiali niesamowity klimat teatru. Powiem tylko tyle że na pewno kiedyś będę chciał tam wrócić i zasiąść na widowni w czasie przedstawienia, przeżycia gwarantowane.




Zmęczenie chłopcom coraz bardziej się dawało we znaki ,a mnie coraz bardziej nie chciało się stamtąd ruszać, chętnie wrósł bym w te skalne fotele i został tam na zawsze ;), ale niestety moje dwa urwisy coraz bardziej narzekały i były znudzone, bo przecież ile można patrzeć na te skały i ocean jak tam na campingu czeka basen ze zjeżdżalnią ?:D
Nadszedł kolejny dzień naszych wakacji i po smacznym śniadanku (Mam nadzieję) pojechaliśmy na sam koniuszek Kornwalii czyli do LAND'S END jest to bardzo malowniczy zakątek z wysokimi na kilkadziesiąt metrów klifami, przed odwiedzeniem tego miejsca naczytałem się trochę i naoglądałem różnych zdjęć, ale to co zobaczyliśmy stawiło nas w lekkie osłupienie :D
Wyświetl większą mapę
Zwiedziliśmy jeszcze urocze miasteczko Newquay znane z cudownych plaż i oceanu ze wspaniałymi falami :) z których ochoczo korzystają serferzy zjeżdżający tu z całej Wielkiej Brytanii. W Newquay można bardzo miło spędzić czas, bo miasteczko oferuje dużo rozrywek, miedzy innymi jest mini oceanarium z dosć dużą iloscią różnych dziwnych oceanicznych stworów. W miasteczku jest również ZOO i wiele innych atrakcji. Powala niezliczona ilosć małych hotelików, pubów i małych knajpek z angielskimi sniadaniami przez cały dzień ;o)
Poniżej, na zdjeciach Fistral Beach, Hotel ? ;) z widokiem na ocean , i przystań jachtowa w Newquay


Niestety nasza podróż dobiegała końca i niebawem musielismy opuscić "naszą" Kornwalię . W ostatni dzień przed wyjazdem zwiedzilismy jeszcze park miniatur, ale powiem szczerze że ja się troszkę rozczarowałem :-/ ,ale ważne że chłopcy byli wniebowzięci ;)
Poniżej kilka zdjęć z tego dziwnego miejsca :)


Mam nadzieję, że w przyszłym roku też mi sie uda odwiedzić Kornwalię, bo zostałem nią zauroczony i zawsze tam chętnie wrócę.